
W cieniu Gór Izerskich, zaledwie dwa kilometry na południowy zachód od stacji kolejowej w Novém Městě pod Smrkem, znajduje się zapomniany, lecz fascynujący zabytek – kościół w Ludvíkovie pod Smrkem. Choć dziś stoi opuszczony i niszczeje, jego kamienne mury kryją ponad siedemset lat historii – od czasów średniowiecznych po okres przemian barokowych i dziewiętnastowiecznych.
Według analizy architektonicznej kościół powstał w drugiej połowie XIII wieku jako jeden z wielu wiejskich kościółków na ziemi frýdlantskiej. Wyróżnia go jednak jeden kluczowy szczegół: wraz z kościołem w pobliskich Arnolticach posiada udokumentowaną średniowieczną kamienną wieżę. Większość okolicznych świątyń miała jedynie sygnaturkę na kalenicy dachu, a wieże – jeśli w ogóle istniały – były zazwyczaj drewniane.
Podczas jednego z remontów odkryto na łuku stropowym w pobliżu ołtarza tajemniczą datę „1124”. Gdyby była autentyczna, oznaczałoby to, że świątynia istniała już ponad sto lat wcześniej niż dotychczas przypuszczano. Jednak historyczka Olga Novosadová rozwiała złudzenia: chodziło najprawdopodobniej o rok 1524, związany z pierwszą większą przebudową obiektu. Mimo to kościół uchodzi za jedną z najstarszych zachowanych budowli w okolicach Nowego Města pod Smrkem. Dla porównania – sama wieś Ludvíkov pojawia się w dokumentach dopiero w roku 1381, w spisie gospodarstw frýdlantskiego majątku.
Kościół, choć stosunkowo skromny, przeszedł liczne przebudowy. W 1560 roku podwyższono jego wieżę. Pod koniec wojny trzydziestoletniej, w 1643 roku, przeszedł renowację, a w XVIII wieku – kolejne zmiany: w 1743 roku powiększono okna i zmieniono hełm wieży. W latach 1791–1793, a następnie w 1797 i 1809 r. kontynuowano prace modernizacyjne. Ostatnie większe przekształcenia miały miejsce w latach 1893–1894 oraz w roku 1907, kiedy to wieża zyskała ostateczny kształt, a w jej wnętrzu powstały nowe schody.
W latach 1868–1869 na przykościelnym cmentarzu wybudowano kaplicę. Całość wpisano na listę zabytków w 1966 roku. Niestety, po 1945 roku kościół stopniowo popadał w ruinę. Dziś nie odbywają się w nim regularne nabożeństwa, a obiekt stoi zamknięty i opuszczony.
Świątynia ma prosty, jednolity układ. To jednonawowa, prostokątna budowla z kwadratowym prezbiterium i prostokątną zakrystią od północy. Od północy dobudowana jest również kwadratowa kruchta, a od zachodu – czworoboczna wieża z górnym piętrem obitym deskami. Prezbiterium przykrywa wczesnogotyckie sklepienie krzyżowe bez żeber, podczas gdy nawa, zakrystia i kruchta mają stropy płaskie. Pod wieżą znajduje się sklepienie kolebkowe.
We wnętrzu zachowała się trójramienna drewniana empora (kruchta muzyczna), główny ołtarz z około 1710 roku oraz późniejszy XIX-wieczny obraz. Znajduje się tu również barokowa figura św. Jana Nepomucena z drugiej połowy XVIII wieku. W kruchcie natrafimy na późnogotycką kamienną chrzcielnicę z XVI wieku, a w zakrystii – na tablicę upamiętniającą poległych w I wojnie światowej.
W świątyni znajdowały się pierwotnie organy z 1698 roku. W 1782 roku były one naprawiane przez Ambroža Augustina Tauchmana z Vrchlabí, znanego lutnika i organmistrza. W późniejszym okresie nowe organy wykonała renomowana firma Schuster z Żytawy (Zittau), działająca w swojej libereckiej filii.
Ludvíkov pod Smrkem to dziś cicha, mała wieś. Mimo braku regularnego życia parafialnego i widocznego zniszczenia, kościół wciąż robi ogromne wrażenie. Nie tylko z powodu swojej historii, ale także przez atmosferę zamyślenia i zapomnienia, którą roztacza.
Do wsi można dojechać autobusem nawet w weekendy – od skrzyżowania w Hajnište drogą II/291. Przez miejscowość przebiega także ścieżka rowerowa nr 3006, co czyni ten zabytek dogodnym celem dla turystów poszukujących nieoczywistych pereł architektury sakralnej.
Być może nadszedł czas, by spojrzeć na to miejsce nie tylko jak na ruinę przeszłości, ale jak na potencjalną przestrzeń duchową i kulturową przyszłości. Kto wie – może jeszcze przemówi.
Zapomniana perła pod Smrkiem: średniowieczny kościół w Ludvíkovie
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie