Reklama

Lech Dyblik porwał Muzyczną Chatę Izerską: wieczór ballad, historii i niezwykłej atmosfery

30/11/2025 19:56

Lech Dyblik, artysta znany z absolutnie unikatowego stylu opowiadania i śpiewania, całkowicie zawładnął publicznością Muzycznej Chaty Izerskiej w Szklarskiej Porębie, podczas sobotniego koncertu. Jego repertuar – połączenie polskich i rosyjskich ballad, surowych, prawdziwych i nasyconych doświadczeniem życia – stworzył klimat, którego nie da się ani podrobić, ani streścić w kilku zdaniach. Publiczność odpowiedziała mu tym, co najcenniejsze: pełną ciszą w trakcie utworów i owacją na stojąco po ostatnim akordzie.

Od pierwszych minut było jasne, że w sobotni wieczór w szczelnie wypełnionej Chacie Izerskiej wydarzy się coś więcej niż koncert. Lech Dyblik wszedł na scenę bez zadęcia, bez fanfar, za to z charakterystycznym spokojem człowieka, który nie musi niczego udowadniać. I właśnie to rozbroiło publiczność. Zanim zagrał pierwszy utwór, już zdążył rzucić kilka zdań, po których sala przestała być salą, a zamieniła się w duży, żywy organizm nastawiony na słuchanie.

Ballady, które wybrał na ten wieczór, były jak opowieści wyciągnięte prosto z szuflady – te polskie miały w sobie melancholię i poetycki pazur, te rosyjskie niosły echo dawnych ulicznych historii, w których człowiek walczy nie tylko ze światem, ale i z samym sobą. Było w tym coś pierwotnie szczerego, bez póz i bez dekoracji. Gdy śpiewał, jego głos układał się w drewnianej przestrzeni Chaty Izerskiej z taką swobodą, że trudno było oddzielić muzykę od samego miejsca.

A między jednym utworem a drugim Dyblik zamieniał się w gawędziarza. Sypał anegdotami z planów filmowych, wspominał aktorskich kolegów, opowiadał historie, które – gdyby padły z ust kogokolwiek innego – brzmiałyby jak koloryzowane bajki. U niego brzmiały jak stuprocentowa prawda, podana z uśmiechem człowieka, który życie zna od podszewki. Co chwilę sala wybuchała śmiechem, takim pełnym i zdrowym, odbijającym się od drewnianych ścian niczym echo w górach.

Owacja na stojąco nie była tu „uprzejmością publiczności”. To było podziękowanie z gatunku tych szczerych, zagranych całym ciałem. Kolejka do stołu z płytami Dyblika przeplatała się z kolejką do wspólnych zdjęć. Artysta podpisywał albumy, rozmawiał, słuchał ludzi, żartował – jakby energia tego wieczoru jeszcze w nim buzowała i nie dawała odejść.

To był jeden z tych koncertów, po których człowiek wychodzi w noc nie po to, żeby wrócić do domu, ale żeby chwilę przejść się w ciszy i utrwalić w głowie to, co właśnie przeżył. Muzyczna Chata Izerska znów pokazała, że potrafi stworzyć przestrzeń, gdzie sztuka dzieje się naprawdę, bez filtra i bez dystansu. A Lech Dyblik? Po prostu zrobił swoje. Jak zwykle – na najwyższym poziomie.

Lech Dyblik porwał Muzyczną Chatę Izerską: wieczór ballad, historii i niezwykłej atmosfery

Aplikacja karkonoszego.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Aktualizacja: 30/11/2025 20:33
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do