Skocznia narciarska na Kruczej Skale w Lubawce należy do najstarszych obiektów tego typu na Dolnym Śląsku i w skali kraju. Została wybudowana w 1924 roku, w czasach, gdy narciarstwo klasyczne było jednym z ważnych elementów sportu zimowego w Sudetach. Przez dziesięciolecia była normalnie użytkowana – odbywały się na niej zawody, treningi, funkcjonowało lokalne środowisko sportowe, a skoki w granicach 90 metrów nie należały do rzadkości. Obiekt przetrwał zmianę granic, ustroju i systemu sportu, pozostając elementem regionalnej infrastruktury narciarskiej.
Po II wojnie światowej skocznia funkcjonowała już w polskiej Lubawce i była wielokrotnie modernizowana. Przebudowy z lat 50., 80. i 90. miały dostosować ją do zmieniających się przepisów i standardów. Jeszcze na początku XXI wieku obiekt realnie działał – odbywały się tu treningi i zawody, a w 2010 roku zanotowano rekord skoczni na poziomie 96 metrów. To ważny fakt, bo pokazuje, że nie mówimy o obiekcie „historycznym” w sensie muzealnym, lecz o skoczni, która do niedawna była używana sportowo.
Ostatnia modernizacja, zakończona w 2016 roku, miała być próbą przywrócenia skoczni do pełnoprawnego funkcjonowania. Zakres prac obejmował m.in. przebudowę najazdu, korektę profilu oraz dostosowanie obiektu do obowiązujących norm bezpieczeństwa. Skocznia została oficjalnie oddana do użytku, a w uroczystości uczestniczył mistrz olimpijski Wojciech Fortuna. Symbolika była czytelna: przeszłość miała spotkać się z przyszłością.
I właśnie w tym miejscu zaczyna się zasadniczy problem, opisany wprost w materiale TVP Sport. Od momentu zakończenia modernizacji na skoczni nie odbył się ani jeden oficjalny skok. Nie przeprowadzono zawodów, nie zorganizowano cyklicznych treningów, obiekt nie został włączony do stałego kalendarza imprez sportowych. Planowane wydarzenia były odwoływane lub przenoszone do innych miejsc, głównie z powodu braku odpowiednich warunków.
Przyczyny tej sytuacji są wielowarstwowe i w dużej mierze obiektywne. Skocznia nie została wyposażona w igelit ani system sztucznego naśnieżania. Oznacza to całkowitą zależność od naturalnych opadów śniegu, które w regionie są coraz bardziej nieprzewidywalne i krótkotrwałe. W praktyce uniemożliwia to planowanie sezonu, przygotowanie zawodów czy regularnych treningów. Bez gwarancji warunków zimowych żadna federacja ani klub nie zaryzykuje organizacji imprezy.
Drugim problemem jest brak zaplecza szkoleniowego. Skoki narciarskie nie zaczynają się na dużej skoczni K-85. Zaczynają się na małych obiektach, pracy z dziećmi i młodzieżą, regularnych treningach prowadzonych przez trenerów. Po modernizacji w Lubawce nie powstał system szkolenia, który generowałby naturalne zapotrzebowanie na korzystanie z obiektu. Skocznia została wyremontowana, ale nie włączona w spójny program sportowy.
Zanik skoków narciarskich na Dolnym Śląsku jako zjawisko, a nie jednostkowy przypadek Lubawki. Region, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu posiadał kilka aktywnych obiektów i środowisk sportowych, dziś nie jest w stanie utrzymać skoków bez całorocznej infrastruktury. Konkurencja ze strony ośrodków wyposażonych w igelit, sztuczne naśnieżanie i zaplecze treningowe jest bezwzględna.
W tym sensie skocznia na Kruczej Skale stała się symbolem zmiany epoki. Nie dlatego, że została źle zbudowana albo że „zmarnowano pieniądze”, lecz dlatego, że zderzyła się z realiami współczesnego sportu i klimatu. Obiekt zaprojektowany pod model funkcjonowania z XX wieku nie ma dziś warunków, by działać w XXI.
Dla lokalnej społeczności to sytuacja ambiwalentna. Z jednej strony skocznia jest elementem tożsamości miejsca, materialnym śladem sportowej historii Lubawki. Z drugiej – pozostaje obiektem, który nie spełnia funkcji, dla której został zmodernizowany. Nie ma zawodów, nie ma skoków, nie ma sportowego życia.
Krucza Skała nie jest więc ani „martwą inwestycją”, ani sukcesem. Jest otwartym pytaniem: czy w obecnych realiach jest sens utrzymywać duże skocznie bez całorocznej infrastruktury i zaplecza szkoleniowego, czy też należy uczciwie przyznać, że pewien rozdział sportu regionalnego dobiegł końca. Sama odbudowa obiektu nie wystarczyła. Bez technologii, ludzi i programu sportowego skocznia – nawet z niemal stuletnią historią – pozostaje pusta. A to już nie jest problem Lubawki, lecz znak czasu dla całego Dolnego Śląska.
Skoczna na której nikt nie skacze. Narciarski paradoks w Lubawce.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie