To jedno z tych miejsc, które zaskakują dopiero wtedy, gdy człowiek stanie pod nim naprawdę. Na mapie wygląda jak kolejna skałka, jakich w Górach Kaczawskich niby nie brakuje. Ale Czerwona Skała – trachitowy klif ukryty na zboczach Lubrzy – ma swoją historię, charakter i wagę, o których wielu turystów nie ma pojęcia. I może właśnie dlatego warto o niej mówić głośniej.
Czerwona Skała jest jednym z geostanowisk Krainy Wygasłych Wulkanów, a jej geneza sięga czasów, gdy w tym regionie wrzało, dymiło i kipiało magmą. Tworzące ją trachity to skały kwasowe, twarde jak diabli, odporne na wietrzenie i charakterystyczne dla dawnych kominów wulkanicznych. Nic dziwnego, że przetrwały miliony lat, podczas gdy otaczające je skały osadowe dawno wytarła erozja. Efekt? Pionowy mur skalny, który od jednej strony wznosi się na około osiem metrów, a od drugiej potrafi sięgać nawet dwunastu. Przed wojną Niemcy uznawali to miejsce za pomnik przyrody. Nie bez powodu.
Czerwona Skała jest pozostałością bardzo starej aktywności magmowej, ale nie takiej, jaką większość ludzi sobie wyobraża, gdy słyszy „wulkan”. To nie stożek wulkaniczny, tylko odsłonięta intruzja – skała magmowa, która zastygła pod powierzchnią ziemi miliony lat temu i została wypreparowana przez erozję.
Skała stoi tuż przy żółtym szlaku prowadzącym przez Lubrzę i pobliskie formacje: Diablak, Karczmisko czy tzw. Lubrzańską Ambonę. To pętla, którą da się przejść w trzy i pół godziny, choć warto doliczyć czas na zatrzymanie się przy skałach i zejścia w poboczne odnogi, które prowadzą na sam szczyt Lubrzy. Choć mapy potrafią obiecywać widoki rodem z pocztówek, w praktyce panorama jest ograniczona przez las, a punkt widokowy „360 stopni” brzmi bardziej jak turystyczna legenda niż stan faktyczny. Ale nie zmienia to tego, że okolica ma swój klimat: cichy las, surowe formacje skalne, brak tłumów i prawdziwe poczucie, że wciąż jest się gdzieś poza głównym szlakiem komercyjnej turystyki.
Czerwona Skała pełni dziś także funkcję nieformalnej ścianki wspinaczkowej. Ślady po ringach i stanowiskach pojawiają się przede wszystkim na Ambonie, ale sama skała również przyciąga amatorów krótkich, technicznych przechwytów. To jednak teren, z którym trzeba obchodzić się z głową – bez kombinowania i bez zostawiania po sobie bałaganu.
Choć nazewnictwo w okolicy bywa mylące i łatwo pomylić Czerwoną Skałę z Karczmiskem czy niemieckim Rabenstein, jedno jest pewne: to fragment dawnych Gór Kaczawskich, który najlepiej smakuje bez pośpiechu. To dobre miejsce na jesienny spacer, na odrobinę geologicznej refleksji i na odpoczynek od miejsc, które zbyt nachalnie starają się być atrakcjami. Tu nic nie udaje, że jest czymś więcej – i może właśnie dlatego działa na wyobraźnię skuteczniej niż niejedna modna „instagramowa miejscówka”.
Jak dotrzeć?
Czerwona Skała znajduje się na Pogórzu Kaczawskim, na żółtym szlaku prowadzącym z Mysłowa w kierunku Lubrzy. Najłatwiej dotrzeć do niej właśnie z Mysłowa: szlak rozpoczyna się w centrum wsi i łagodnie wspina się na okoliczne wzniesienia, mijając po drodze ruiny dawnego wiatraka – charakterystyczny punkt orientacyjny widoczny już z daleka. Od wiatraka dojście do Czerwonej Skały zajmuje kilkanaście minut.
Czerwona Skała na Pogórzu Kaczawskim.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie