
Sępia Góra (niem. Großer Geierstein, 828 m n.p.m.). Jest to niezwykle atrakcyjny punkt widokowy pozwalający podziwiać panoramę Karkonoszy, Pogórza Izerskiego, Kotliny Jeleniogórskiej oraz pasma Gór Łużyckich. Jak by tego było mało splatają się tu różne, tajemnicze historie.
Jest to ostatni na zachodzie Gór Izerskich szczyt Grzbietu Kamienickiego. Wierzchołek góry zdobi Biały Kamień – grupa granitowo -gnejsowych skałek z dużą zawartością kwarcu. Z daleka bieleją w słońcu. To właśnie ta grupa skalna stanowi znakomity punkt widokowy na całą rozległą okolicę.
Na południowych stokach Sępiej Góry, gdzie nie ma oficjalnych tras tylko leśne ścieżki, znajdują się nieco zapomniane, a przez II Wojną Światową bardzo popularne punkty widokowe na formacjach skalnych. Mowa o Świętojankach oraz Frankfurckich Skałach.
Wg legend i podań na górze znajdował się chram (pogańska świątynia słowiańska). Jednak źródła tych legend należy się raczej doszukiwać w pragnieniu polonizowania na siłę tych terenów w imię propagandowego powrotu Ziem Zachodnich do macierzy w 1945 roku. Podkomisja Sudecka Komisji Ustalania Nazw Miejscowych chwytała się w tych czasach każdego punktu zaczepienia, który w mniej lub bardziej wiarygodny sposób, mógł służyć za argument do rugowania niemieckiej historii. Późniejsze badania (także archeologiczne) nie potwierdziły słuszności tej teorii, nie odnaleziono żadnych śladów nie tylko świątyni ale i miejsca, które mogło posłużyć za jakikolwiek święty plac (gaj).
Tak czy owak Sępia Góra stanowi dziś niemal obowiązkowy punkt każdej izerskiej wycieczki i jest chętnie odwiedzana przez kuracjuszy uzdrowiska, bowiem wyprawa na nią nie należy do najtrudniejszych.
Nieco bardziej prawdopodobne mogą się wydawać wojenne opowieści o Sępiej Górze. Już w roku 1941 do Świeradowa Zdroju przyjechać miał transport z ciężkimi skrzyniami z nieznaną zawartością. Więźniowie, którzy pracowali przy ukryciu skarbu a którym udało się przeżyć, twierdzili, że około 150 skrzyń zakopano bardzo głęboko i starannie zamaskowano właśnie gdzieś na Sępiej Górze. Więźniowie nie orientowali się w jakie okolice trafili ale niektórzy z nich zauważyli tablice z napisem „Bad Flinsberg”, a na szczyt góry, na której tajemniczy skarb został zakopany, wiodły tory kolejowe, którymi transportowane były skrzynie. Sępia Góra położona jest rzeczywiście nad dworcem kolejowym ale to na razie jedyny bezsporny fakt w tej historii.
Świadkiem tych wydarzeń miał być jednak Michał Skibicki, który jako żołnierz Kresowej Brygady Kawalerii ( 22. Pułku Ułanów Podkarpackich) dostał się we wrześniu 1939 roku do niewoli niemieckiej. Po dwóch latach pobytu w obozie i nieudanej próbie ucieczki trafił do karnego komanda w okolicach Brna. W zimie 1941 roku wyruszył stamtąd wraz całym transportem w nieznanym mu kierunku.
Pamiętam dokładnie, że z Brna wieźli nas przez góry serpentynami przez całą noc, tak że rano przyjechaliśmy pod wzgórze, gdzie stały małe domki jedno- i dwurodzinne wyludnione, i w tych domkach zostaliśmy ulokowani. Ja mieszkałem wraz z trzema jeńcami w jednym pokoju, a pilnowali nas SS-mani. Nie wolno nam było ze sobą rozmawiać. Pamiętam tylko, że jeden z jeńców nazywał się Władysław Lintmajer.
Podczas dalszej części podróży, udało mu się dostrzec przez uchyloną plandekę tabliczkę drogową z napisem Flinsberg. Wkrótce potem ciężarówki się zatrzymały.
Pod powyższą górę prowadziły normalne tory kolejowe, na których stały już wagony towarowe załadowane skrzyniami. Skrzynie te były drewniane, okute sztabami o wymiarach ok. 1,5 m długości, od 80 do 100 cm szerokości i ok. 70 cm wysokości, były też skrzynie blaszane o takich samych rozmiarach. Każda ze skrzyń ważyła około 200 kg. Skrzynie te musieliśmy rozładowywać z wagonów, a następnie przy pomocy wyciągu i jeńców były wciągane na szczyt góry. Ponadto wyciągane też były skrzynie przy pomocy wozu ciągnionego mułem i popychanego przez jeńców.
Najdziwniejszy wydał się świadkowi fakt, że więźniowie zostali podzieleni na dwie grupy. Pierwsza transportowała skrzynie do połowy wzniesienia, a następnie przekazywała je drugiej zmianie. Według jego oceny w tym czasie jeńcy przetransportowali około 150 skrzyń. Michał Skibicki zeznał, że prace były prowadzone w trzech zmianach i trwały kilka dni. Jedną z osób nadzorujących prace był oficer SS, Helmut Götz.
Codziennie słyszało się strzały na szczycie góry, tak że nabrałem przekonania, że ci jeńcy, którzy nie wracali na kwaterę, zostali na górze zlikwidowani, tj. rozstrzelani. Miałem szczęście, że pracowałem w grupie, która transportowała skrzynie tylko do połowy góry.
Po kilku dniach Michał Skibicki został wyznaczony do pracy na ostatnim odcinku. Wiedział, jaki los spotkał jego poprzedników, ale nie miał możliwości ucieczki. Kiedy znalazł się na szczycie wzniesienia stwierdził, że prace odbywają się na dużej polanie w lesie.
Tam kazano mi w dwójkę z drugim jeńcem nosić w nosidłach ziemię i darnie, które to wysypywaliśmy na pokrywę żelazną ok. 4 cm grubości, wielkości 4 x 5 m, która leżała już na ziemi, a inni jeńcy darń tę układali na powyższą blaszaną pokrywę i sadzili małe drzewka iglaste. Opodal był wysypany nasyp z drobnych łupków skalnych.
Po całym dniu pracy wykorzystał nieuwagę strażnika i ukrył się w lesie. Po kilku dniach ucieczki trafił do Rybnika skąd udało się mu przedostać do Huty Pieniackiej. Tam jednak został ponownie aresztowany i umieszczony w obozie pracy na terenie Austrii koło Linzu, gdzie doczekał końca wojny.
W roku 1969 kiedy przypadkowo przeglądając mapę Gór Izerskich, zorientował się, że dawny Bad Flinsberg to teraz Świeradów Zdrój. W związku z tym powiadomił Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, która wszczęła dochodzenia na podstawie jego zeznań. W 1971 roku przeprowadzono nawet terenowy eksperyment śledczy. Niestety bez rezultatu. Skibicki gubił się terenie, luki w pamięci okazały się zbyt duże. Wrocławska delegatura Służby Bezpieczeństwa nie odkładała sprawy ad acta, biorąc nawet pod uwagę, że transport ze Skibickim nie zatrzymał się w Świeradowie a dojechał do Szklarskiej Poręby. Zdaniem ówczesnych śledczych w tak ciężkich skrzyniach Niemcy transportowali rudę uranową do podziemnego laboratorium. W 1941 roku, kiedy III Rzesza święciła jeszcze swoje sukcesy, ukrywanie skarbów było raczej mało prawdopodobne. Jednak pomimo intensywnych poszukiwań również badań radiologicznych nigdy nie natrafiono na ślad tajemniczego transportu.
foto: Alicja Kliber
Jak dojechać?
Sępia Góra – to tylko 3,2 km z centrum Świeradowa -Zdrój, ale za to ponad 400 metrów przewyższenia. Prowadzi na nią niebieski szlak, który praktycznie na całym odcinku, pomijając dojście z Parku Zdrojowego do głównej ulicy ostro pnie się w górę.
Sępia Góra. Piękna panorama, pogańskie legendy i skarby nazistów.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie