
Na mapie dolnośląskich rezydencji Pałac w Mrowinach to miejsce, które balansuje na cienkiej granicy między historią a zapomnieniem. Niby znany, ale wciąż stojący z boku wielkich turystycznych szlaków. I może dobrze – bo takie miejsca smakują lepiej, kiedy trafia się na nie przypadkiem.
Pierwsze wzmianki o majątku w Mrowinach sięgają XIII wieku, kiedy w tym miejscu znajdował się zamek wodny. W XVI wieku rodzina von Adelsbach przekształciła dawną warownię w renesansowy dwór, który następnie – w XVIII wieku – został przebudowany w stylu barokowym.
Prawdziwa metamorfoza przyszła w XIX wieku. W 1868 roku dobra w Mrowinach przejął Karl Friedrich von Kulmitz – przemysłowiec i polityk, który nie bawił się w półśrodki. Dwa lata później zatrudnił berlińskiego architekta Hermanna Friedricha Waesemanna, autora m.in. Rotes Rathaus w Berlinie. W efekcie powstał okazały pałac w stylu neorenesansowym z charakterystyczną wieżą wzorowaną na włoskich rezydencjach. Pałac miał reprezentacyjne tarasy, portyk z kolumnami, a wewnątrz mieściła się m.in. obszerna sala balowa.
Rezydencję otaczał malowniczy park krajobrazowy o powierzchni ponad sześciu hektarów. Znajdziemy tam stawy, groble, ruiny oranżerii i 300-letnią aleję dębową. Dawniej były tu także zabudowania folwarczne, browar i spichlerze. Dziś część z tych obiektów leży w ruinie, ale ich klimat przetrwał.
Po II wojnie światowej pałac przeszedł typową dla Dolnego Śląska gehennę: najpierw szkoła, potem PGR, chwilowo poprawczak, na końcu magazyn dla miejscowych zakładów. Wszystko na szybko, bez troski o historię. Próby adaptacji pałacu na ośrodek wypoczynkowy spaliły na panewce. W latach 90. obiekt przeszedł w ręce prywatne, ale kolejne pomysły na rewitalizację kończyły się wyłącznie na planach.
Obecnie pałac znajduje się w rękach prywatnych i – według dostępnych informacji – trwają prace zabezpieczające dach i konstrukcję. Brama wejściowa jest zamknięta, teren ogrodzony, a dostęp możliwy jedynie z zewnątrz. Czy to początek renesansu tego miejsca, czy tylko kosmetyczna maskarada? Czas pokaże.
Zdecydowanie tak, ale bez wygórowanych oczekiwań. To miejsce dla tych, którzy lubią dotykać historii od zaplecza, cenią klimat opuszczonych rezydencji i nie potrzebują tłumów ani przewodnika. Warto zabrać aparat i… odrobinę wyobraźni. Może za kilka lat to będzie odrestaurowana perełka. Na razie – to piękny, nieco melancholijny zakątek Dolnego Śląska.
Pałac w Mrowinach – zapomniana perła Dolnego Śląska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie