Boże Narodzenie w Karkonoszach i u ich podnóża od zawsze chodziło własnymi ścieżkami. Zamiast jednolitego „świątecznego pakietu” były tu lokalne zwyczaje, które dziś brzmią egzotycznie, a wtedy były oczywistością. Hojna babcia pomagała Jezusowi, karp bywał gościem drugoplanowym, a grzyby – bez względu na formę – rządziły na wigilijnym stole.
W rejonie Vysoké nad Jizerou dzieci nie wyglądały brodatego jegomościa w czerwonym kubraku. Prezenty przynosiła Hojna baba – starsza kobieta z koszem na plecach, wypełnionym jabłkami, orzechami, słodyczami i podarunkami zawiniętymi w płótno. W Škodějowie wspominano ją jeszcze w latach pięćdziesiątych XX wieku. Zdarzało się, że rolę hojnej staruszki przejmował mężczyzna, co już nieco zbliżało tradycję do znanego dziś Mikołaja, choć duch zwyczaju pozostawał ten sam.
Święta w górach nie mogły się obejść bez grzybów. Były obecne zarówno w potrawach słonych, jak i słodkich, i do dziś zajmują ważne miejsce na wigilijnych stołach. Jednym z najbardziej charakterystycznych dań był hubnik – solona zupa grzybowa przygotowywana z gotowanych suszonych grzybów, ich wywaru, mleka, kaszy manny, jajek i bułki pokrojonej w kostkę. Doprawiano ją solą, kminkiem, pieprzem i solidną porcją czosnku, a czasem posypywano jeszcze bułką tartą.
Hubnik występował także w wersji słodkiej. Do ciasta dodawano twarożek, mak, marmoladę, konfiturę, a bywało, że nawet kakao. Potrawa miała wymiar symboliczny – miała zapewnić dostatek w nadchodzącym roku. W niektórych domach pieczono jednocześnie wersję słoną i słodką, godząc w ten sposób różne rodzinne tradycje, które małżonkowie przynieśli ze sobą z rodzinnych domów.
Przez długie lata Karkonosze były przestrzenią wspólnego życia Czechów i Niemców sudeckich. Jilemnice miały charakter czeski, natomiast Rokytnice, Harrachov czy Szpindlerowy Młyn były w większości niemieckie. Niemcy nie piekli pierników specjalnie na Boże Narodzenie – znali je pod nazwą pilzpranz i jadali przez cały rok. W święta natomiast gotowali grzybową zupę na mleku i wnieśli do czeskiej kuchni element, który szybko się przyjął: białą kiełbasę jako świąteczne danie.
Na Podkarkonoszu popularne były również specjalne wypieki bożonarodzeniowe. W surowych, biednych górskich warunkach nie zawsze zjadano je od razu – na chłodnych glebach potrafiły przetrwać nawet do Wielkanocy. Była to raczej forma zapasu niż kulinarnego luksusu.
Mimo trudnych czasów – wojen światowych i okresów między nimi – ludzie w górach nie rezygnowali z obdarowywania się drobnymi prezentami. Ktoś przez cały rok odkładał pieniądze na pracę krawca albo oszczędzał grosz do grosza, by kupić nową figurkę do domowej szopki. Był to symboliczny dar – nie dla siebie, lecz dla Dzieciątka Jezus. Skromny, ale znaczący. I w tym właśnie tkwiła istota tych świąt.
Święta w Karkonoszach - Jak to było dawniej?
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie