Zwyczaje bożonarodzeniowe, które przez stulecia kształtowały kulturę mieszkańców Karkonoszy, były nierozerwalnie związane z ich codziennością – z rytmem prac gospodarskich, z naturą, z religią i z tym, co akurat dyktowała historia. To właśnie te elementy tworzyły fundament lokalnej obyczajowości, w której powaga przeplatała się z humorem, a chrześcijaństwo – z dawnymi, przedchrześcijańskimi wierzeniami.
Adwent – w swojej teologicznej istocie czas oczekiwania na przyjście Chrystusa – rozpoczynał w górach cały cykl bożonarodzeniowy. Cztery tygodnie między pierwszą niedzielą Adwentu a zachodem słońca w Wigilię były okresem pełnym obrzędów, spotkań i dawnych rytuałów, szczególnie żywych zarówno po stronie czeskiej, jak i niemieckojęzycznej części Karkonoszy. I choć teren nie jest duży, różnice w obchodach były wyraźne: inaczej przeżywali Adwent rolnicy po czeskiej stronie, inaczej gospodarze z obszaru śląskiego.
Przedświąteczny czas upływał pod znakiem jarmarków – barbórkowych i mikołajkowych – oraz procesji masek i postaci nadprzyrodzonych. W czeskich wsiach wieczór Barbory (5 grudnia) należał do kobiet: jedna z nich przebierała się za świętą, odwiedzała domy i przypominała dzieciom o modlitwie. Następnej nocy ulice huczały od krzyków diabłów towarzyszących Mikulaszowi, który mimo tej piekielnej oprawy obdarowywał grzeczne dzieci drobnymi podarkami.
Po niemieckiej stronie popularny był zwyczaj ścinania gałązek wiśni na dzień św. Barbary i trzymania ich w wodzie aż do Świąt. Jeśli zakwitły przed Bożym Narodzeniem, wróżyło to szczęście – a nawet możliwość ujrzenia Dzieciątka Jezus. Tak samo jak u Czechów, także tu w mikołajkowy wieczór pojawiał się Nikolaus: postać z długą brodą, w futrze przewiązanym słomą lub łańcuchem, która dźwiękiem dzwonka lub łańcucha zapowiadała swoje nadejście. Dzieci zawieszały przy oknie pończochy, a grupy kolędników przebierały się za Świętą Rodzinę i odwiedzały domy, śpiewając dialektalne pieśni.
W długie adwentowe wieczory kobiety spotykały się na wspólnym przędzeniu. Między jedną nicią a drugą snuto opowieści – zabawne i poważne, prawdziwe i zmyślone – oraz śpiewano pieśni. Duże znaczenie miało święto św. Łucji (13 grudnia), patronki prządek; w tym dniu nie wolno było chodzić w odwiedziny, a kobiety łamiące ten zakaz mogły spodziewać się „wizyty” masek Lucka.
Bezpośrednio przed Wigilią, 23 grudnia, obchodzono tzw. Długą Noc. Dziewczęta spotykały się wtedy aż do północy, przygotowując małą ucztę, porządkując dom, dekorując drzewko i kończąc budowę szopek. Najważniejszym elementem było pieczenie białego chleba z rodzynkami i migdałami. Gospodynie drżały o to, by wypiek się udał, bo każdy niepowodzenie winą obarczano „brusaře” – psotnika, którego rolę odgrywali młodzi chłopcy odwiedzający domy z rozmaitymi żartami, często w towarzystwie „niedźwiedzia”, czyli przebranego młodzieńca.
Adwentowa wstrzemięźliwość kończyła się w Wigilię obfitością potraw, najczęściej opartych na produktach uważanych za ochronne lub magiczne. Po całodziennym poście stół przyjmował siedem lub dziewięć dań: kaszę jaglaną, grzybową z kaszą, kluski z kapustą lub grzybami, gotowane suszone owoce, potrawy z grochu i soczewicy, a także bułeczki z mlekiem. W czeskiej części Karkonoszy dary przynosił Ježíšek zwany Stédrą babą, a po stronie niemieckiej – Christkind.
Josef Demuth, nauczyciel z Maršova, tak opisywał Wigilię na przełomie XIX i XX wieku: rodziny pościły przez cały dzień, a gdy wszystko było przygotowane, zapalano świece na choince, rozdzwonił się dzwonek i wszyscy gromadzili się przy stole. Po rozdaniu prezentów dzieci obserwowały swoje cienie na ścianie – brak widocznej głowy miał być omenem śmierci.
W wigilię wykonywano także liczne wróżby: oceniano przyszły rok na podstawie orzechów i jabłek, zakopanej monety, karmienia bydła i drobiu czy przechowywania świątecznych resztek, które następnego dnia trafiały pod drzewka owocowe dla zapewnienia urodzaju. Dziewczęta wkładały do modlitewników karteczki z imionami chłopców, a w kościele losowały przyszłego męża tym, który przypadkiem wysunął się jako pierwszy.
Po tym, jak w okolicach północy – według wierzeń – przez studnie i strumienie miało płynąć wino zamiast wody, rozpoczynało się kolędowanie. Pierwotną funkcją kolędy było nie tyle śpiewanie dla śpiewania, ile życzenie domownikom zdrowia i dobrobytu. Okres świąteczny zamykano 6 stycznia, w święto Trzech Króli, kiedy to młodzi chłopcy znów wyruszali z kolędą od domu do domu.
Śladami karkonoskich tradycji adwentowych i bożonarodzeniowych
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie